Mateusz Durlik: Dlaczego Zapiekanki u Pandy zniknęły z mapy Bielan na wiele miesięcy?
Ksawery Staniecki: Aby dobrze zrozumieć co się stało, opowiem Wam całą historię, jak to się zaczęło. Od konfliktu z mamą, przez próbę przejęcie biznesu mojego życia przez, wydawałoby się mojego kolegę, i jego mamę, bardzo wpływową radną na Bielanach.
Mateusz Durlik: Zaczniemy od przyczyny, dla której się tutaj znalazłeś. Otrzymałeś wezwanie od inspektora nadzoru budowlanego, w którym zostałeś wezwany do wyjaśnienia czy jesteś właścicielem pawilonu i od kiedy ten pawilon tam stoi. O co chodzi?
Ksawery Staniecki: No wygląda na to, że ten budynek stoi tam nielegalnie.
Jak to się stało?
Jedenaście lat temu otworzyłem Zapiekanki u Pandy pod ratuszem Dzielnicy Bielany. Firma była założona na moją mamę Bożenę. Potem się z moją mamą rozstałem. Teraz ciąga mnie po sądach.
Nieprzyjemna sytuacja sądzić się z mamą.
No tak, ale ja nigdy z nią do sądu nie poszedłem. Występowałem wyłącznie jako pozwany. Dla mnie mama to jest świętość. Ale moja mama ma schizofrenię, jest bardzo apodyktyczna i zaborcza, bezkompromisowa i nie zrozumiała tego, że dzieci z czasem wyfruwają z gniazda.
A skąd twoja mama się w ogóle znalazła w firmie? To przecież Zapiekanki u Pandy a nie u Bożeny.
Moja mama straciła pracę w szkolnej stołówce. Zaproponowałem mojej mamie, żebyśmy otworzyli miejsce z zapiekankami. Ponieważ była po 50. roku życia, to mogliśmy dostać dofinansowanie, gdyby firma była na nią. Nazwała ją Bar Żak. Tak w 2014 roku zaczęliśmy sprzedawać pierwsze zapiekanki.
A kiedy powstał konflikt?
Cały problem wziął się stąd, że mama od początku nie wierzyła w ten biznes. Angażowałem się w niego głównie ja. Ja zajmowałem się dokumentami pod dotację. Ja byłem osobą, która koordynowała proces postawienia pawilonu. Moja mama pracowała w tej budce i składała zapiekanki. Kiedy okazało się, że firma się rozwija, to zaczęły się spięcia. Mama uważała, że to wszystko jest jej – pomysł, wykonanie, firma. Ale po roku od wzięcia dotacji zmieniła nazwę firmy na Zapiekanki u Pandy.
Skąd jej się to wzięło, żeby się od ciebie odłączyć?
Moja mama jest osobą, która nienawidzi mężczyzn jako takich. To wynika z jej przeszłości, z trudnej relacji z moim ojcem. Bardzo długo nad tym pracowałem u psychologa. Od nikogo w życiu nie spotkało mnie tyle krzywdy, co od własnej matki. Ona chyba nigdy nie mogła uwierzyć w mój sukces i przypisała go sobie. Zaczęła dzielić zysk w sposób rażąco niesprawiedliwy. Twierdziła, że tyle mi się należy, ile mi da. Nie dało się z nią prowadzić tego interesu. Ja całe życie przepracowałem w handlu. Byłem przedstawicielem handlowym. Umiem rozmawiać z ludźmi i utrzymywać z nimi dobre relacje, a moja mama przeciwnie. Kiedy przyszedł do mnie kolega, który po znajomości zrobił mi elektrykę w budce, to poczęstowałem go zapiekanką. W tamtych czasach to kosz, nie wiem, pewnie 2 złotych. Mama zaczęła mi zarzucać, że rozdaję zapiekanki za darmo. Ona nie potrafi utrzymywać relacji międzyludzkich, które są przecież ważne również w biznesie. Mama nie ma żadnej koleżanki. Żadnego przyjaciela. Dziczeje. Rozstaliśmy się. Ona poszła robić swoją budkę, a ja zacząłem prowadzić ten biznes sam. Zaczęła mi utrudniać życie. Jak o 15 otwierałem interes, to o 15.15 miałem wizytę smutnych panów ze skarbówki. Przez pół roku miałem chyba z siedem kontroli. Założyła mi też sprawę patentową, ale w sądzie gospodarczym na Czerniakowskiej udało mi się wybronić. Pani sędzia zadała mojej mamie jedno proste pytanie: „Jak powstały Zapiekanki u Pandy?”. Mama odpowiedziała, że syn wszystko stworzył. Pierwszy raz powiedziała prawdę. Później zrobiła mi sprawę karną w sądzie o pieniądze, które wyjąłem z naszych wspólnych oszczędności, żeby mieć na prawnika. Sąd jej uwierzył. Teraz mam na karku komornika. Przez to nie mogę prowadzić działalności gospodarczej, bo komornik mi to skutecznie uniemożliwia.
I tu pojawia się Igor Szadkowski?
Tak jest. Igor pracował ze mną od 5 lat. Poznaliśmy się tak, że jak Szadkowski napisał maturę, to nie miał co robić. Przyszedł do mnie pracować w wakacje. No i tak został. W 2019 roku komornik zablokował mi konta. Postanowiłem od tego uciec. Igor wziął to na siebie. Poprosiłem go, żeby założył działalność gospodarczą.
Sam na to wpadłeś?
Zasugerowała mi to Monika Szadkowska. Mama Igora. Ona znała moją sytuację z mamą. Wiedziała jak jest. Chciała mi pomóc. Nie było jednak mowy o tym, że on przejmuje biznes na zawsze, z gruntem, z rzeczami, pawilonem itp. Igor myślał, że pawilon był mój, ale całe szczęście nie był.
Jak to się stało, że poróżniłeś się z Igorem?
Poleciłem Igorowi księgową, która prowadziła mi księgi. Pani Sylwia zrobiła błąd. Nie zgłosiła firmy na czas do urzędu skarbowego. Monika Szadkowska mnie tym obciąża, że rzekomo ukradłem ich pieniądze.
Jakie tam narosły zaległości?
Według Igora i jego ojca 60 tysięcy złotych, potem jednak mówili, że około 90 tysięcy złotych.
I nie zorientowaliście się, że coś jest nie tak?
A jak mieliśmy się zorientować? Normalnie sprzedawaliśmy zapiekanki. Dawaliśmy dokumenty do księgowej. Ona zamknęła rok obrachunkowy i zapomniała nam zgłosić, że trzeba coś zapłacić. Igor razem z Moniką sugeruje, że ja go okradłem. Ale to oczywista wina księgowej. Chciałem wziąć prawnika i dochodzić roszczenia od księgowej, ale Igor się na to nie zgodził. To był styczeń 2024 roku. Nie mogłem nic zrobić, bo firma jest przecież na Igora.
A czemu? Masz podejrzenia?
Ja mam pewność! Igor razem z rodziną widział, że firma jest rozpoznawalna na Bielanach, że dobrze prosperuje. Chciał ją przejąć i odsunąć mnie od tego biznesu.
Jak się dowiedziałeś o zaległości w vacie?
Igor był w urzędzie skarbowym i przyniósł jakąś kartkę, że jest zaległość w vacie. Potem księgowa to potwierdziła.
I na czym miało polegać twoje oszustwo? Przecież to nie było tak, że Igor ci dał pieniądze na zapłacenie podatku, a ty go nie zapłaciłeś. Gdzie tu jest przestrzeń na oszustwo?
Nie wiem. Dostęp do konta mieliśmy obaj. Firma zarabiała, robiliśmy swoje. 8 kwietnia świętowałem dziesięciolecie działalności. Dzień po wyborach samorządowych. Pewnie gdyby nie wybory, to by przyjechali wcześniej, ale Szadkowska nie chciała ryzykować, że przed głosowaniem wyjdzie afera. 9 kwietnia, tuż po wyborach, cała rodzina Szadkowskich przyjechała z policją i powiedziała, że włamałem się do ich pawilonu z zapiekankami. Jego ojciec wyskoczył z kamerą i powiedział, że się doigrałem i teraz to już pójdę siedzieć. Nie chodziło im o to, żeby sprawę wyjaśnić. Chcieli mnie zamknąć i przejąć to, co tylko się da. Problem jest taki, że Szadkowski nie jest właścicielem tego pawilonu. On należy do mojego kolegi. Panu Szadkowskiemu, ojcu Igora, wyszły gały na wierzch.
A jaki był między wami stosunek prawny? Skoro firma była na Igora, to ty byłeś u niego zatrudniony?
Nie byłem zatrudniony. Nie mieliśmy żadnej umowy. Nie było żadnego dokumentu, że jestem jego pracownikiem, no ale on wiedział, że jestem pomysłodawcą całego przedsięwzięcia.
Czyli żadnej sformalizowanej relacji między wami nie było?
No tak. Wiedział, że mam problem z komornikiem, więc po przyjacielsku dogadaliśmy się, że on bierze kasę fiskalną i pracujemy na jego firmę.
W którym momencie Igor stwierdził, że ty odpowiadasz za całą aferę z vatem?
W lutym 2024 r. mieliśmy się rozmówić. Igor powiedział, że musi całą sytuację przemyśleć i potrzebuje wolnego. Wyłączył się na chwilę. Przez jakiś czas prowadziłem ten biznes sam. Zmieniłem ekipę pracowników. Wyłączyłem inne kanały dystrybucji – Pyszne.pl, UberEats itp. Pracowała tylko budka. No i okazało się, że nawet bez dostaw zarobiliśmy więcej niż z poprzednią ekipą i Igorem. Wniosek nasuwa się jeden. Pieniądze się nie zgadzały. Igor po prostu był nielojalny i kombinował razem z pracownikami. To nie jest odpowiedzialny człowiek. Nie raz go złapałem na piciu alkoholu w pracy. To było nagminne. Powiedziałem: „Stary, ty nie możesz tak pić, bo nie jesteś anonimowy. Ty jesteś Igor Szadkowski! Twoja mama jest radną!”. Potem ludzie będą gadali, że syn radnej pije, i że u Pandy piją. Ja nie chcę alkoholu. No ale niestety nie dało mu się wytłumaczyć. Prosiłem Monikę o pomoc, ale co ona może zrobić. Zresztą przecież ona wie, że Igor to pijak jest.
Jak wyglądała sytuacja, kiedy Igor wrócił z urlopu?
Do wyborów nic się nie działo. Specjalnie tak czekali. A dzień po wyborach przyszli do mnie z policją. Potem w piątek zabrałem moją budkę, a on we wtorek już przywiózł swoją. I wystawił wielkie ogłoszenie „Klasyka z Piecyka” i przywrócił wszystkich poprzednich pracowników. Ale to już jego sprawa.
Czyli budka i grunt były twojego kolegi?
Grunt był dzierżawiony przez mnie. Byliśmy w fazie przedłużania umów. W Warszawie niestety przedsiębiorca jest gnębiony i dostajemy bardzo krótkie okresy dzierżawy. Ale udało mi się wynegocjować trzyletnią umowę. Niestety nie zdążyłem odebrać decyzji, bo ZDM nie chciał podpisać ze mną umowy ze względu na komornika, którego mam na karku przez mamę. Umowę wziął Igor. Nie sprzedałem mu tego. Sam sobie to wziął. Przejął grunt. Postawił swoją budkę – początkowo bez żadnych napisów. Ludzie myśleli, że kupują u Pandy. Obok był mural z Pandą. Potem go zamalował. W gruncie rzeczy może to i dobrze, bo przynajmniej nie wprowadza ludzi w błąd. Straciłem jeszcze dwa samochody. Mama Igora latała za mną z kamerą po całym Torwarze, bo obsługiwałem tam imprezy z foodtracka, że ja ich okradłem! Też wpadli z policją. Gdzie bym nie pracował, to przychodzili Szadkowscy z policją. Straszyli mnie prokuraturą, sądem, urzędem skarbowym. Próbowali mnie poniżyć, stłamsić, zniszczyć i zdewastować. Monika groziła, że naśle na mnie detektywów, którzy będą mnie śledzić. Stary, ja chodziłem z dwa tygodnie i cały czas oglądałem się za siebie.
W końcu zacząłeś się odradzać.
Został mi jeden foodtrack. Moja dziewczyna założyła firmę. Zaczęliśmy się powoli odbudowywać. Od dziesięciu lat obsługiwałem dzielnicową imprezę Witaj Lato na Bielanach. Po tej całej aferze z Szadkowskimi zostałem odcięty od niej i od innych dzielnicowych wydarzeń.
Pietruczuk cię zbanował?
Nie wiem czy on. Na pewno Monika musiała w tym maczać palce.
No musiał to zrobić ktoś z zarządu. Monika jest tylko radną.
Nie będę oskarżał, bo nie wiem. No ale skoro tak mówisz, to musiał to być Grzesiek albo któryś z jego zastępców. W każdym razie zostałem zbanowany. Ale! Żeby było śmieszniej! Pojechał tam Igor moim samochodem! Zostałem zbanowany, a ludzie do mnie piszą, że Panda jest na Dniach Chomiczówki!
Ale w końcu zaczęliście sprzedawać.
No tak. W maju pojawiła się firma na Ewę. Zaczęliśmy jeździć foodtrackiem. Było trochę nerwowo, no bo nie wiedziałem czy Szadkowscy znowu czegoś nie wymyślą. Popracowaliśmy. Zarobiliśmy trochę. Uznaliśmy, że zasłużyliśmy na urlop. W niedzielę mamy wyjeżdżać, a w piątek o szóstej rano wjeżdża nam na chatę policja z prokuratorem i szuka rzeczy, które rzekomo ukradłem Igorowi. Byłem akurat w Makro. Szybko przyjechałem do mieszkania. Porozmawialiśmy. Nic nie znaleźli. Nic dziwnego. Nic przecież Igorowi nie ukradłem!
Poczułeś się nękany?
Opowiem ci jeszcze jedną historię. Niedługo potem obsługiwałem imprezę na Sokratesa. Zostawiłem na noc foodtracka na parkingu, bo tak było wygodniej. Przyjechałem rano, a tam przecięta opona. Widać, że nożem. Oczywiście, że pierwsze, co mi przyszło na myśl, to sprawka Igora. Szczególnie że mieszka niedaleko, na Nocznickiego. Zebrałem nagrania z okolicznego monitoringu. Na nagraniu był Igor jak malowany. Złapał się na kilka kamer – od momentu przecięcia opony aż do chwili, kiedy wchodzi do swojej klatki. Poszedłem z tym na policję. Byli pełni podziwu jak dobrze czyn został udokumentowany. Tylko że okazało się, że sprawcy nie można ukarać, bo samochód nie jest na mnie. Właściciel samochodu nie chciał się angażować. Powiedział, że boi się Szadkowskiej. On ma swój biznes, nie chce zadzierać z radną.
Wyjaśnij teraz o co chodzi z tym pismem, od którego zaczęliśmy rozmowę.
Okazuje się, że Igor nie dopełnił formalności. Pawilon stoi nielegalnie. Dostał nakaz rozbiórki. Teraz się okaże ile może syn radnej. Jestem przekonany, że do rozbiórki nie dojdzie, a sprawa rozejdzie się po łebkach właśnie ze względu, że mama Igora jest w radzie dzielnicy, w koalicji rządzącej.
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze