Największym dobrodziejstwem lokalu wydają się być pizze. Mamy ich 42 rodzaje, 4 rodzaje calzone oraz oczywiście pizze z menu sezonowego. Nikogo nie podpuszczam, ale dobrobyt ten daje możliwość przychodzenia do San Giovanni co tydzień, przez cały rok, za każdym razem próbując innej pizzy.
Wchodząc do lokalu przekraczasz Rubikon. No, może trochę przesadzam, ale między chodnikiem a nowym lokalem San Giovanni płynie strumyk, fosa czy jak kto woli. Robi to niesamowite wrażenie, szczególnie jeśli zajmiemy miejsce w ogródku, który opływa wspomniana rzeczka. Jesienny wiatr niestety zagonił nas do wnętrza lokalu, ale tu również było przyjemnie. Klasyczny już, loftowy design został ocieplony dużą liczbą kwiatów i intrygującymi footgrafiami. Porównanie do Rubikonu było też o tyle trafne, że z całą pewnością pierwsza wizyta w knajpie przy Placu Niemena stanowiła pewien przełom w moim życiu gastronomicznym. Szczególnie jeśli chodzi o deser, ale o tym później.
Zaczęliśmy od przystawek. Zjedliśmy niezłą focaccię – przy okazji przetestowaliśmy oliwę, na każdym stole stoją trzy rodzaje: peperoncino, aglio i klasyczna, bez dodatków. Wszystkie były smaczne, szczególnie ta ostra, a smak i aromat dodatków był wyraźnie wyczuwalny, acz niedominujący.
Ładne, a skromne
Chwilę później przemiła kelnerka podała bruschettę. Ciemny chleb, suszone pomidory, pesto, mozzarella i parzone brokuły. Ze wszystkich dań tego wieczoru bruschetta była najpiękniejsza. No i oczywiście przepyszna.
W tym momencie cała moja edukacja, nauka języka polskiego w szkole i na kursach – wszystko jak krew w piach. Brakuje mi słów, by opisać jak nieziemsko dobry był to krem. To że materiał jest sponsorowany nie gra tu żadnej roli. Krem jest debeściak. Chciałbym napisać, że jest to najlepsza imitacja oryginalnego nadzienia kuleczek rafaello, ale byłoby to krzywdząca nieścisłość – słowo „imitacja” z definicji zakłada, że coś jest marnym naśladownictwem. Tutejszy krem rafaello jest trzy ligi ponad oryginałem znanym ze sklepów.
Warto wspomnieć również o szerokim wachlarzu napojów dostępnych w San Giovanni. Oprócz powszechnie dostępnych wyrobów koncernu Coca-cola mamy do wyboru piwa z nalewaka, wina domowe i lemoniady własnej produkcji – jabłkowa, cytrynowa, gruszkowa. Zamówiliśmy dwie ostatnie pozycje i trafiliśmy w punkt. Lemoniady były świeże, intensywne i słodkie, szczególnie ta gruszkowa.
San Giovanni na Żoliborzu gości od niedawna, ale coś czuję, że zostanie na dłużej. Szczególnie wziąwszy pod uwagę dotychczasowe sukcesy sieci – 12 lokali w całej Warszawie (w tym jeden na Bielanach, przy ul. Romaszewskiego 10) i 13. w Ząbkach. Niewątpliwie stoi za tym ciekawy model biznesowy. Nie jest to sieć franczyzowa, a więc każda z restauracji podlega bezpośrednio właścicielowi i chyba właśnie stąd wynika ten fenomen, że podawane tam jedzenie jest smaczne i dalekie od sieciówkowej tandety znanej z innych pizzerii.
Przeczytaj również inną recenzję: Pizzeria San Giovanni już na Żoliborzu – recenzja. Materiał partnera
Napisz komentarz
Komentarze