Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 23:47

Nobel z patriotyzmu. Felieton Przemysława Borkowskiego

Podobno były kiedyś takie piękne czasy, gdy książki uznawane były za główną przyczynę zepsucia młodzieży. Nastolatkowie (choć nie było wówczas ani tego słowa ani tego pojęcia) marnowali czas i rujnowali sobie zdrowie czytając powieści, zamiast, jak Pan Bóg przykazał, uczyć się fechtunku, jazdy konnej, czy, jak w przypadku dziewcząt, haftowania. Autorytety grzmiały i wołały o pomstę do nieba. Czytanie według powszechnego mniemania niosło ze sobą straszliwe skutki. Począwszy od zdrowotnych, jak mizerna postawa, blada cera i wzrok szalony, po te znacznie poważniejsze, jak niesłuchanie wyżej wymienionych autorytetów właśnie, wzniecanie rewolucji i ścinanie królów.

Mało kto teraz o tym pamięta, ale nasi szacowni, nudni wieszczowie, tacy jak Mickiewicz czy Słowacki, byli swego czasu uznawani za wywrotowców, wichrzycieli i deprawatorów młodzieży. Gdyby był wówczas jakiś PiS, na pewno wyzywałby ich od lewaków. W literaturze zawsze było bowiem coś niepokojącego, coś co konserwatywnym umysłom (nie tylko i nie tyle zresztą konserwatywnym w rozumieniu politycznym) wydawało się i wydaje czymś w rodzaju skandalu: oto bowiem ktoś, zamiast wziąć się do porządnej roboty, poświęca czas i siły na wymyślanie i spisywanie niestworzonych historii, inni zaś, zamiast też zając się czymś pożytecznym, czytają te bzdury, nierzadko po nocach. Toż to woła o pomstę do nieba. Powinno się tego zakazać.

Prawdziwy Polak powinien bowiem siać i orać, nie pisać. Powinien żąć i młócić cepem zborze, a nie czytać. Ewentualnie zasiadać w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Pismo wymyślili przecież Fenicjanie. A wiadomo, gdzie oni mieszkali. Bardzo blisko Izraela.

Przeczytaj również: Jak zabezpieczyć rower? – 4 rady od pełnomocnika ds. komunikacji rowerowej

Nic więc dziwnego, że nasi ostatni literaccy nobliści – Miłosz, Szymborska, już nie mówiąc o Oldze Tokarczuk – nie wskoczyli jakoś z automatu do narodowo-prawicowego panteonu. Choć na dobrą sprawę przecież powinni. Skoro cieszymy się z sukcesów sportowców, skoro jesteśmy dumni z Małysza i Lewandowskiego, skoro nie uznajemy ich za antypolaków, nawet jeśli grają w niemieckich klubach, i wstawiamy ich na narodowy piedestał nawet, gdy jak Robert Kubica, ledwo pętają w dolnych partiach tabel swoich dyscyplin, to tym bardziej powinniśmy doceniać ludzi, którzy zdobyli w swoich kategoriach nagrody, które można porównać tylko z mistrzostwem świata lub złotym medalem olimpijskim. I to pisząc po polsku, w Polsce i dla Polaków.

Prawica zawsze ma z tym jednak pewien problem. Zawsze mniej lub bardziej otwarcie twierdzi, że ten Nobel to nie do końca się należał, że jeśli już, to byli lepsi kandydaci, że zamiast Miłosza powinien dostać Herbert, zamiast Szymborskiej Rymkiewicz, a zamiast Tokarczuk to już nie wiem kto… Rafał Ziemkiewicz? Z daleka najwyraźniej źle widać. Ci tam na Zachodzie ciągle uparcie honorują nie tych, co trzeba. Na przykład wciąż z jakimś oślim uporem uznają Wałęsę za bohatera Solidarności i walki z komuną, tymczasem nasi prawicowi publicyści już dawno im przecież jasno wytłumaczyli, że komunę obalili bracia Kaczyńscy z niewielkim tylko wsparciem generała arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia.

Przeczytaj również: Zmiany w budżecie obywatelskim – będą konsultacje społeczne

W przypadku pisarzy wytłumaczenie tego stanu rzeczy jest zawsze takie samo: literaturą rządzą lewicowe koterie, lewicowi redaktorzy siedzą w wydawnictwach, a lewicowi krytycy przyznają nagrody. Co ciekawe jest to prawda. I to prawda widoczna gołym okiem. Wynika ona jednak z jednej bardzo prostej przyczyny: Polacy generalnie mało czytają, ale wyborcy PiS-u czytają proporcjonalnie jeszcze mniej. I oczywiście mniej też piszą. To dla nich właśnie pisanie książek (i ich czytanie) to jakaś głupota i to głupota podejrzana. Nic więc dziwnego, że nie dorobili się w ostatnich czasach żadnego poety czy pisarza, który mógłby się równać z taką na przykład Olgą Tokarczuk. A za same poglądy, choćby najsłuszniejsze, literackich Nagród Nobla nie dają.

Prawica więc notorycznie obraża się, że nie zdobywa medali w dyscyplinach, które niechętnie uprawia i które jeszcze mniej chętnie ogląda. Do tego twierdzi, że ich zasady są do bani. I że gdyby tylko udałoby im się zmienić sędziów na swoich, to inaczej by to wyglądało. Problem polega tylko na tym, że gdyby faktycznie udało im się jakimś cudem wymienić na przykład jurorów Nagrody Nike na Ziemkiewicza, Wencla i tym podobnych, to jestem pewien, że jej laureatem zostałyby wtedy ktoś, kogo nie czyta absolutnie nikt, nawet prawica. Jego dzieła zostałyby potem być może włączone do kanonu lektur szkolnych, lecz zasadniczo nie zmieniłoby to przecież ich sytuacji, tak jak uczenie lektury szkolnej z „Pożogi” Zofii Kossak-Szczuckiej, nie sprawi, że pisarka ta zbliży się popularnością do autorki przygód Harrego Pottera.

Z tym Potterem to też zresztą. Uprawia magię, rzuca zaklęcia, do kościoła nie chodzi. W zasadzie należałoby go na stosie spalić, a te gnoje uparcie go czytają. Podobnie z naszym rodzimym Wiedźminem. Ten też taki nie za bardzo katolicki. Może dałoby się go wymienić w tych książkach na Jana Pawła II? Podobno minister Czarnek już nad tym pracuje.

Przeczytaj również: Apostazja – jak opuścić Kościół?

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze