Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 18:07

Wyrok w sprawie książki - Felieton Przemysława Borkowskiego

Gdyby ktoś kiedyś spytał mnie, dlaczego piszę książki, to oczywiście mam wiele bardzo dobrych odpowiedzi na to pytanie. Bo to niezwykłe i bardzo wciągające móc kreować jakiś świat całkiem od nowa i mieć nad nim pełną kontrolę; bo można wcielać się wtedy w postaci, którymi się nie jest i robić rzeczy, których nigdy by się nie zrobiło; bo to wreszcie jedna z niewielu profesji, które można uprawiać siedząc we własnym domu na własnym fotelu. Tak naprawdę mógłbym opowiadać godzinami, dlaczego to lubię i dlaczego nie byłbym w stanie tego rzucić. Gdyby jednak ktoś uparł się, że mam się streścić i ze wszystkich powodów wybrać tylko jeden, ten najważniejszy, to byłby nim chyba ten dzień: dzień premiery.

Przeczytaj również: Depresja pocelowa – Felieton Przemysława Borkowskiego

A to właśnie dziś. Dziś moja powieść „Śmierć nie ucieknie” oficjalnie narodziła się do życia. Od dziś można ją kupować w księgarniach, zamawiać przez internet, ściągać na czytniki. Niby nic, bo przecież mam swoją książkę już od paru dni, wydawnictwo przysłało mi moje egzemplarze autorskie, mogłem się nią nacieszyć, naoglądać i nawąchać do woli. Widziałem już nawet pierwsze recenzje, bo egzemplarze recenzenckie już dawno przecież powędrowały do blogerów książkowych. Mimo wszystko jednak ten dzień ma w sobie coś nieodparcie wzruszającego, metafizycznego nawet. Nie szkodzi, że to w zasadzie tylko data, że nie odbędzie się w jego trakcie żaden oficjalny bankiet ani nawet wieczór autorski (pandemia koronawirusa skutecznie zlikwidowała te dawne zwyczaje), że napić szampana mogę się co najwyżej w domu z narzeczoną (dla mnie to nawet lepiej, bo nigdy nie lubiłem takich imprez, za to bardzo lubię moją narzeczoną), że nikt nigdzie nie rozwinie czerwonego dywanu, ani nie wystrzeli w powietrze fajerwerków. Dla mnie to i tak dzień niezwykły, jeden taki dzień na cały rok. Dziś ten świat, który przez ostatnich kilkanaście miesięcy rodził się w mojej głowie, trafi do innych ludzi.

To chwila prawdy i swoistej konfrontacji. Chwila magiczna ale też i paradoksalna, bo pisarz nigdy nie jest w stanie sam ocenić swojego dzieła – bez udziału czytelników. Tak naprawdę bowiem powieść, którą napisałem i powieść, którą państwo będziecie czytać, to dwie zupełnie różne książki. Moja powstawała w mojej wyobraźni, to tam „oczyma duszy” widziałem krajobrazy i wnętrza, w których się dzieje akcja, to tam pojawiały się sylwetki i twarze bohaterów, to tam obserwowałem, co robią i jak się zachowują. Jasne, opisałem to później, ale ten opis zawsze będzie tylko przybliżony i niepełny, bo nie da się dokładnie oddać słowami bogactwa światów wyobraźni. W takim opisie zawsze jest ogromnie dużo dziur, bo gdyby pisarz chciał opisać wszystko szczegółowo, książka stałaby się nieznośna. Sporo rzeczy trzeba więc tylko sugerować, albo w ogóle pomijać. Te dziury musi wypełnić czytelnik w czasie lektury. I wypełnia je swoją wyobraźnią, tworząc zupełnie inne obrazy i widząc zupełnie inne twarze bohaterów. Każda powieść jest więc zawsze szkicem, to dopiero jej czytelnicy tworzą z niej prawdziwą, pełną opowieść. Każdy swoją i każdy niepowtarzalną. Pisarz nigdy nie będzie więc do końca wiedział, jaką powieść napisał, bo to wiedzą tylko i wyłącznie ludzie, którzy ją przeczytają. Nie będzie wiedział, czy jest dobra, czy zła, czy świat, który wykreował, jest prawdopodobny, wciągający, wiarygodny. Może oczywiście, wraz z nabywanym doświadczeniem i umiejętnościami, przewidywać to z mniejszym lub większym przybliżeniem, ale wiedzieć na pewno nigdy tego nie będzie. To dlatego z taką niecierpliwością czekamy na recenzje. Nie tyle zresztą te profesjonalne, choć one też są ważne i ciekawe, lecz przede wszystkim na opinie zwykłych czytelników. Bo to z nich dopiero dowiadujemy się, jaką książkę żeśmy napisali.

No więc to właśnie mnie teraz czeka. Czuję się jak oskarżony w oczekiwaniu na ogłoszenie wyroku przez ławę przysięgłych. Bardzo szeroką ławę, złożoną z wszystkich czytelników. Oby była jak najszersza i oby jak najwięcej ławników zechciało pochylić się nad moją sprawą. Mam nadzieję, że wyrok będzie korzystny. Że zostanę uniewinniony od zarzutów grafomanii, niejasności, nudy i przewidywalności. Te zarzuty stawiam sobie teraz sam, jak zresztą zawsze i przy każdej książce. Zaraz potem bronię sam siebie, że w końcu nie jest aż tak źle, że napisałem przecież całkiem spoko powieść, że odwaliłem kawał dobrej roboty. Chwilami wręcz wpadam w samozachwyt. Sam jestem sobie oskarżycielem i obrońcą, ale nie mogę być przecież sędzią we własnej sprawie.

No więc jak, drodzy czytelnicy? Jak będzie? Jaki będzie wasz wyrok na moją książkę? Czekam z drżeniem serca, ze strachem pomieszanym z nadzieją. Przeglądam kompulsywnie wszystkie miejsca, gdzie może być opublikowany: strony poświęcone książkom, Facebook i Instagram. Pierwsze orzeczenia już spływają.

Przeczytaj również: Jesieni jestem amator – Felieton Przemysława Borkowskiego

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze